piątek, 16 sierpnia 2013

Orszak obchodny w akcji

Czuję się trochę jakbym był panem Antonim z mojego ulubionego serialu Alternatywy 4. W bloku gasną światła, a głos zza kadru podsumowuje dzień i dzieli się refleksjami. Cóż, taka rola staruszków ;)

Obchód w klinice onkologii przypomina uroczysty orszak. Zanim nastąpi, szeregowi pracownicy przygotowują scenerię na nadejście najjaśniejszej. "Proszę zdjąć wszystko z parapetu!" [swoją drogą, ma to swoje uzasadnienie: podczas ulewnego deszczu okna w SZPITALU POMNIKU CZD przeciekają jak pampersy z Biedronki].

Najjaśniejsza przychodzi. Jest królowa matka i jej 3 giermków (lekarz prowadzący i dwóch dyżurujących). Bystre (i doświadczone przede wszystkim) oko królowej spogląda na dziecko. Chwila zadumy. Pytanie do mamy: "jak pani znajduje dziecko?" [Uwielbiam debilne tłumaczenia z angielskiego, szczególnie te z przymiotnikiem "find": "how do you find sb/sth"]. Doradziłem Soni, żeby w przyszłości odpowiadała: "bez problemu, przeważnie leży w szpitalnym łóżku". Mimo wszystko mam nadzieję, że z porady nie skorzysta.

Po tak zadanym pytaniu przeważnie następuje odpowiedź rodzica. Skoro są wszyscy lekarze, to chce odpowiedzieć jak najpełniej. Dziś więc Sonia opowiedziała o wszystkich szczegółach, włączając w to ocenę dot. zmniejszenia się guza. Dla królowej był to zbyt długi i intensywny słowotok. Przecież królowa nie ma czasu, by słuchać wszystkich bełkotów poddanych. Więc podsumowała zniecierpliwiona (królowej wypada, a nawet przystoi): "pytałam o stan ogólny". NIE KRÓLOWO. PYTAŁAŚ O SPOSÓB, W JAKI MAMA ODNAJDUJE DZIECKO. Poddani nie zdążyli odpowiedzieć. Wodospad obowiązków niepozwalających pisać (bo trzeba leczyć) powiódł królową i resztę orszaku do kolejnej sali. Pozostała woń wszechwiedzy i czterdziestu lat doświadczenia...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tak wypowiada się rodzic dziecka, które zapewne walczy o życie. Jak się szpital nie podoba i również lekarze, zawsze można zmienić palcówkę. Szpitale za granicą na pewno wyglądają dużo lepiej i opieka też jest o wiele lepsza z tym, że za to trzeba zapłacić. Znalazło by się wiele pacjentów na miejsce, które obecnie jest zajmowane. Przykro czytać blog rodzica, który ma w sobie tyle goryczy. Szpital o którym jest mowa uratował wiele dzieci, pomimo tego, że budynek nie jest w najlepszym stanie i zapewniam, że jeszcze nie jedno dziecko zostanie wyleczone.
Życzę lepszego podejścia do życia, dla rodziców którzy nie potrafią uszanować tego, co dla nich i ich dziecka lekarze robią.

Unknown pisze...

Dziękuję za opinię. Nie wypowiadam się na temat szpitala, bo za mało o nim wiem. Piszę o lekarzach z onkologii. Jeśli szanowny Anonymus zetknął się tu z medykami, którzy nie kłamią, są w pełni zaangażowani w leczenie dziecka (np. chętnie ucząc się) i dziecku nie szkodzą, to gratuluję szczęścia. My go najwyraźniej nie mieliśmy.

Anonimowy pisze...

Dzisiaj przeczytałam bloga, w pełni Pana popieram, oczywiście że tacy sa właśnie lekarze , również spotkałam na swojej drodze podobnych , zadufanych w sobie , popelniajacych błędy, bez szacunku do człowieka .natomiast do Pana lub Pani Anonima - my tez za leczenie płacimy , wg Ciebie mamy je za darmo ? A składki to spadają z drzewa, irytują mnie takie teksty , a co ma płacenie za leczenie do zachowań i niedouczenia lekarzy ?
Ania