czwartek, 19 września 2013

Niespodziewany kierunek akcji - lokalizacji

Dzisiaj przeprowadziliśmy akcję według pomysłu, na który jeszcze wczoraj reakcją byłoby pukanie się w głowę. Ania trafiła do CZD...

Od początku. Wczoraj byliśmy w domu w trójkę: Ewa, Ania i ja. Obyło się bez problemów. Tyle, że bez dodatkowego wsparcia nie byłbym od dzisiaj w stanie działać w taki sposób, żeby Ani zapewnić dostawy pokarmu mamy, a mamie - logistycznej pomocy w takim stopniu, jak wtedy, kiedy była na miejscu któraś z babć.

Sonia zaproponowała więc rozwiązanie zaskakujące, na które w pierwszej chwili zareagowałem prawie alergicznie: "przywieź mi Anię na stałe". Jak to? W pierwszym momencie pomyślałem o porażce ambicjonalnej: że ja nie sobie nie poradzę z dziewczynami? Nie ma mowy. Zdrowe dziecko wysyłać do szpitala? Będą ją kłuć, męczyć, po co?! Dodatkowy ciężar dla Soni, zdjęty ze mnie? No pasaram! Nie przejdzie!

A potem czas na przemyślenie sprawy i refleksje, po odstawieniu ambicji na dalszy plan. Co będzie lepsze dla Ani? Chyba jednak bycie przy mamie i karmienie piersią, niż ciągłe podróże towarzyszące Ewie (do i z przedszkola) czy do Międzylesia.

Sama propozycja wyszła najpierw od CZD. Warunki mają tam świetne, nikogo do pokoju nie dokooptują, więc "Anię zapraszają". A że Sonia z Marysią na pewno nie wyjdą przed niedzielą, to znaleźli pretekst do przyjęcia bliźniaczki: "sprawdzimy tę jej niedokrwistość".

No więc teraz będzie tak, że po odstawieniu Ewy do przedszkola jadę pomagać Soni w opiece nad bliźniaczkami, w drodze powrotnej odbiór starszaczki i noc w domu. Chyba rzeczywiście tak będzie lepiej. Wyciągniętą rękę CZD przyjęliśmy.


Brak komentarzy: