wtorek, 17 marca 2009

Ujrzeliśmy: Nas Troje

To najważniejszy wpis na tym blogu od jego początku, więc mam tremę. Szczęście, zmęczenie i rozgardiasz w głowie powodują, że nie stać mnie na refleksyjne dyrdymały, więc będzie sprawozdanie.
  • 6:05: telefon od żony: nie ma wątpliwości, wody się sączą, zaczęło się
  • 7.00: jadę do szpitala. Pobyć z żoną, dowieźć kilka rzeczy
  • 8:30: wyjeżdżam ze szpitala na ważne spotkanie "na mieście"
  • Chwila później: przecięcie [proszę o wybaczenie, nie pamiętam, jakiego pęcherza] przez lekarkę
  • 11:44: telefon od żony, że mocno boli
  • 11:45: opuszczam spotkanie, jadę do szpitala
  • 12:00: z pewnością 2 najdłuższe godziny w życiu mojej żony, ból i prośby o przyśpieszenie śmierci
  • 14:00: przychodzi anestezjolog - sobowtór Mikulskiego ze "Stawki większej niż życie" i instaluje znieczulenie zewnątrzoponowe
  • ekstaza żony, która skurcze przeżywa bezboleśnie i pozuje do zdjęcia z może trochę jeszcze nieporadną, ale obdarzoną złotym sercem studentkę położnictwa, która pomaga, jak może i potrafi:
  • 15:15: sobowtór dodaje leku znieczulającego, bo skurcze znów bolą. Wszystko dzięki błyskawicznej reakcji położnej (dbającej o nas nadspodziewanie i, co ważne, za darmo (!), nomen omen - Ewie), która "zgarnęła" go z korytarza (normalnie dotarcie anestezjologa z jednego zakamarka szpitala do drugiego trwa ok. 0,5 godz.). Położna (wtajemniczeni wiedzą, o kogo chodzi) stwierdziła, że jest niefotogeniczna, więc do pozowania nie namawiałem:
  • Przez chwilę sytuacja wygląda na opanowaną. Przez chwilę. W tym czasie kontroluję maszynerię i mądrzę się (jakby sama tego nie wiedziała), kiedy skurcze ustępują:

  • Od 15: 30 skurcze są tak bolesne, że prośby o eutanazję się powtarzają
  • Ok. 16:45: badanie lekarza, zamykają mi drzwi przed nosem i słyszę tylko cierpiętnicze jęki. Koszmar. 
  • 17:00: wpuszczają mnie na salę porodową i zajmuję strategiczne miejsce u wezgłowia
  • 17:10: przy czwartym czy piątym skurczu żona i Ewa skutecznie kończą męki!!!
Kończę z dokładną chronologią, bo w tym czasie łzy w oczach zakłucają rejestrację. Dziecko ląduje na piersi mamy. Po chwili jedna z pań zabiera Ewę do sąsiedniego pokoju, a ja zastanawiam się, dlaczego nasze dziecko takie sine. Po chwili pani odpowiada, że kolor, który ujrzałem, to "noworodkowy róż". Ważą: 3980 g. Mierzą: 58 cm. Oceniają: 10 pkt. w skali Apgara

Trwają zabiegi przy żonie: łożysko, szwy itd. Ja dostaję Ewę opatuloną w naprędce przygotowane tekstylia z poleceniem udania się do naszego pokoju. Ekstaza. Przestaje płakać, kiedy śpiewam jej, że jest moja!

O innych, negatywnych niestety wrażeniach w kontakcie ze szpitalem może kiedy indziej, w tej chwili ważniejsze obrazy naszego szczęścia:
 

Padam ze zmęczenia...



5 komentarzy:

Filipe Roque pisze...

Finally!! Muitos parabéns!! I'm really happy! I couldn't get all the news report but very hard work for you guys! Thanks so much for the MMS! BIG healthy EWA is here! Wish you wonderful, intense and unforgetable next days! Always with you both, now 3, in my thoughs! MUITO AMOR!

Anonimowy pisze...

Moje gratulacje! Ewa jest przesliczna! Niech rosnie zdrowo:))
[ivka]

Anonimowy pisze...

Gratulacje!!!
Śliczna dziewczynka, i dzielna mama...!
:-)

Anonimowy pisze...

No nareszcie! Ogromne gratulacje dzielna rodzinko:) Wszystkiego dobrego, choć teraz przede wszystkim..wyspania:)

Mary

Anonimowy pisze...

Piekna! [ivka]