Ale nie to miało być najważniejszą częścią wpisu. Chodziło raczej o refleksję nad świętami. O tym, jak bardzo ekscytujące były dla mnie, kiedy byłem dzieckiem [wczoraj wyznałem mojej mamie, jak przed wigilią odnalazłem w szufladzie jeden z najlepiej zapamiętanych prezentów i potem grałem spontaniczną radość przy choince]. Święta były przede wszystkim oczekiwaniem na prezenty. Dziś też mają swój niesamowity nastrój i sens, ale bez obecności dzieci są jednak uboższe. Marzę o tym błysku w oku berbecia, który zastanawia się (o ile nie skorzystał z doświadczeń taty i nie odszukał wcześniej), co dostanie. A potem... szczere szcęście albo szczery zawód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz