Głównym powodem powyższego tekstu jest uwaga, jaką zwróciłem na postawę kilkuletniego dziecka [Ż. twierdzi, że ostatnio jestem rozbrajająco wrażliwy na punkcie dzieci (ciekawe, dlaczego?)], jednego z głównych bohaterów seansu. O ile w zapierającym kiedyś mój dech w piersiach E.T. (chyba jeden z pierwszych filmów, jakie zobaczyłem w kinie) dzieci były oczywistym przyjacielem przybysza, o tyle w Dniu dla chłopca wychowanego w środowisku "obcy, czyli zły", oczywistym jest to, że z nieznanym trzeba walczyć. I teraz pytanie: jak w dzisiejszych wyścigowych czasach wychować dziecko tak, żeby nie myślało bezsensownym schematem? A może właśnie powinno? Przecież będzie żyło wśród ludzi, a nie ufoludków.
Jak zwykle, prawda pewnie gdzieś pośrodku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz