niedziela, 11 stycznia 2009

W poszukiwaniu odpowiedniego czasu

Dzisiejsza (wczorajsza właściwie) lektura gazety uzmysłowiła mi, że Ewa urodzi się w roku pełnym rocznic. 20 lat od wyborów 4 czerwca, 10 lat w Polski w NATO, 5 lat w Unii Europejskiej i 70 od wybuchu II wojny światowej. Czyli, z jednej strony narażona jest na nudne uczestnictwo (nawet bardzo bierne ) w ich obchodach, z drugiej - jeszcze nie będę miał okazji do uświadamiania i tłumaczenia ważnych rzeczy.


Pewnie, że bez sensu jest dywagowanie o tym, który rok dla narodzin dziecka jest najlepszy. Ale piszę o tym dlatego, że mnie skłoniło to do wspomnienia, że od czasu studiów żałowałem, że nie urodziłem się wcześniej. Bo nie miałem okazji w pełni świadomie być uczestnikiem tego, co działo się w Polsce w latach 80-tych wieku XX. Pamiętam historię sporo starszego kolegi (historię z właśnie wtedy), którego rodzice zostali wezwani do szkoły po tym, jak nauczycielka spostrzegła , jak wypisywał w zeszycie pierwsze litery swojego nazwiska: KOR. Zazdrościłem mu tego dreszczyku emocji. A dziś chciałbym, żeby moja córka żyła w świecie, gdzie podobnych dreszczyków nie ma. I wychodzi z tego paradoks.


Brak komentarzy: