środa, 21 stycznia 2009

Remont, odc. 4

Poprzedni wpis nie był niestety ostatnim zawierającym narzekania okołomeblowe. Nie sądziłem, że kiedyś to powiem/napiszę, ale... zatęskniłem za meblami z IKEI. A właściwie za łopatologicznymi instrukcjami ich montażu.  

Zakładałem, że na skręcenie 3 sztuk poświęcę 1 dzień. Bo skoro tyle zajęło mi kiedyś montowanie dużo większych szafy i komody, to dlaczego te liliputy miałyby być bardziej czasochłonne? A rzeczywistość okazała się tak, brutalna, że:
- doprowadzenie łóżeczka do stanu używalności poszło w miarę gładko, kilkugodzinnie. Parę wyrazów na k. w trakcie się pojawiło (więcej w głowie niż na ustach, ale jednak);
- po wyjęciu instrukcji montażu z paczki z komodą musiałem zadzwonić do producenta, żeby przysłał mi to w wersji elektronicznej, bo z powielanej domowo bibuły Solidarności w latach osiemdziesiątych na pewno dałoby się więcej odczytać. Pani obiecała przesłać w 0,5 godziny, mail doszedł, gdy komoda była już gotowa (w międzyczasie znalazłem instrukcję w sieci, a jej wskazówki doprowadziły do tego, że w momencie bliskim końca musiałem komodę rozkręcać, bo inaczej nie wcisnąłbym półek);
- koncepcję szafy klnę do teraz. Wprawdzie w tym pokoju przeklinać się nie powinno, ale na wprowadzenie tej zasady jest jeszcze trochę czasu [przy okazji wyjaśniam Ż., że wyraz na k. w momencie frustracji i bezsilności działa wprawdzie minimalnie, ale jednak kojąco]. Wszystko szło gładko do momentu instalacji drzwi. Geniusza projektującego zawiasy wezwałbym chętnie na ubitą ziemię, bo przez niego szybciej osiwieję, a jego koncepcję musiałem modyfikować, posiłkując się zakupami w Castoramie.

Dobra, żółć wylana. Efekty pracy (2 z 3) poniżej.







Brak komentarzy: