wtorek, 13 stycznia 2009

Ochraniacz na doświadczenia

Oglądając przedwczoraj obrazki z finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy [wstawiam link mimo nadziei, że jeszcze bardzo długo będzie grała], a szczególnie z Przystanku Woodstock, będącego integralną przecież jej częścią, zadałem sobie pytanie: co by było, gdyby moja córka spytała pewnego dnia: tato, mogę jechać? Najlepsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy, to: dobrze, ale jadę z Tobą. [chwila na wątpliwości] Przecież sam na jej miejscu zareagowałbym alergią. Bo chcę z przyjaciółmi, a nie z aniołem stróżem przybierającym postać kapo. Bo chcę poszaleć, a nie prosić o pozwolenie na kupno piwa. Bo będzie presja, a z presją nie ma zabawy.

Sam przecież jeździłem na koncerty, podczas których moja mama pewnie drżała o bezpieczeństwo syna. Chodziłem na mecze, które policja z definicji uznawała za te podwyższonego ryzyka (podczas jednego z nich w centrum miasta zasztyletowano kibola). Itp, itd.

I tu chyba otwiera się szerszy temat: na ile rodzice powinni strzec pociechy przed otoczeniem (gdzie jest granica między tym złym a dobrym, nikt chyba jeszcze nie ustalił). Ile dziś doświadczenia mam dzięki wszystkim i tym fajnym, i tym niebezpiecznym przygodom, w których uczestniczyłem? Pewnie chciałbym ustrzec dziecko przed wszystkimi błędami i głupstwami, które popełniłem. Ale ile z nich złożyło się też na to, że dziś jestem (chyba) w miarę poczciwym współzałożycielem podstawowej komórki społecznej? 

Brak komentarzy: