Sam przecież jeździłem na koncerty, podczas których moja mama pewnie drżała o bezpieczeństwo syna. Chodziłem na mecze, które policja z definicji uznawała za te podwyższonego ryzyka (podczas jednego z nich w centrum miasta zasztyletowano kibola). Itp, itd.
I tu chyba otwiera się szerszy temat: na ile rodzice powinni strzec pociechy przed otoczeniem (gdzie jest granica między tym złym a dobrym, nikt chyba jeszcze nie ustalił). Ile dziś doświadczenia mam dzięki wszystkim i tym fajnym, i tym niebezpiecznym przygodom, w których uczestniczyłem? Pewnie chciałbym ustrzec dziecko przed wszystkimi błędami i głupstwami, które popełniłem. Ale ile z nich złożyło się też na to, że dziś jestem (chyba) w miarę poczciwym współzałożycielem podstawowej komórki społecznej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz