czwartek, 6 lutego 2014

Z trójką u pediatry :)

Wtorek. W planie wizyty wszystkich trzech podopiecznych u pediatry ("cywilnego", czyli nie CZD). Rano zrywanie z łóżek Ewy (Ani nie trzeba było ;)), żeby pojechać na pobranie krwi (morfologia). Starszaczka kłucie znosi gorzej, choć motywuje ją chęć dania przykładu Ani. Młodsza ukłucia nie zauważa wcale (!). Wyniki potrzebne na popołudniową wizytę, więc wyjścia nie ma.

Wracamy. Mierzę sobie gorączkę, bo coś mnie łupie od 2 dni i nie czuję się z tym komfortowo. 39 st. Super. Niczego nie trzeba nam teraz bardziej, niż rozłożenie na łopatki któregoś z rodziców. Nic to. Na zaplanowaną wizytę jedziemy w komplecie, bo sama Sonia z trójką podopiecznych, w tym z dwoma fotelikami do noszenia i jedną rozbrykaną pięciolatką to jakaś mission impossible. Ja z lekiem pod koc, kołdrę itp.

Odbieramy Ewę z przedszkola. Siedzę sobie z tyłu w samochodzie, świeżo po przyjęciu przeciwgorączkowego specyfiku. Opieram się o pałąk fotelika Marysi i zaczynam odpływać. Drzwi się otwierają, wpada Ewa, potem Sonia. I przekazuje nowinę: Ewa w przedszkolu osowiała, jeść nie chce, stan podgorączkowy. No to jazda!

Potrójna wizyta u pediatry to już jest coś (20 min. na każdą, czyli godzina). Ale potrójna wizyta z takim okazem jak Marysia, to dopiero wyzwanie. Bo byliśmy ostatnio 2 miesiące wcześniej, a doktor chce wpisać w system wszystko to, co wydarzyło się z jej stanem zdrowia w międzyczasie. KASK. ZMIANA KSZTAŁTU CZASZKI. REZONANS MAGNETYCZNY GŁOWY. GUZ W KOŚCIACH. GASTROENTEROLOG. NEUROLOG. REZULTATY REHABILITACJI. FONIATRA I BADANIE KRTANI. AUDIOLOG I ŻE SŁYSZY. Biedna kobieta. Słucha i pisze. Odrywa wzrok od klawiatury zdziwiona czymś, nie może się nasłuchać, a musi pisać, bo kolejne wizyty przed nią! No przecież jak przychodzi przeziębione dziecko, to jego opis w porównaniu z marysinym to jak zestawienie krótkiej notatki służbowej z napisaniem epopei narodowej! A Marysia patrzy na nią spokojnym, wyluzowanym wzrokiem, mówiącym, [no, pisz Pani, no, było, minęło ;)]

Z przeznaczonych na Maryś 20 minut robi się 45 samego opisu ze względu na bogatą historię. A trzeba się streszczać, bo po 2 szczepionki przyjechała Ania (do tej pory również wyluzowana), a w kącie osowiała Ewa... Jeszcze bardziej osowiały tata w drugim kącie gabinetu marzy już tylko, by wrócić pod koc...

Błyskawiczna akcja szczepionkowa. Ani chwila wrzasku, a po minucie już rozbrajający wszystkich szelmowski uśmiech.

Z Ewą gorzej. Bo niby to nie szkarlatyna, ale objawy powinniśmy leczyć tak samo. W sumie 1,5 tygodnia straciliśmy wahając się, czy interweniować, czy nie. Wizyta w sąsiedzkim NFZ trochę nas uspokoiła, ale chyba była złudna. Bo Ewa dostała w końcu antybiotyk i już po 2 dniach widzimy, że ze stanu "pełzającej szkarlatyny" już jest biegającą, chichrającą się i wykazującą się apetytem Ewą.

Ja też w końcu obudziłem się dziś bez gorączki i byłem w stanie aktywnie spędzić dzień. Ale jeszcze we wtorkowy wieczór dominującym pytaniem było: ile jeszcze i jakiego choróbska możemy na siebie ściągnąć?

Brak komentarzy: