środa, 22 kwietnia 2009

Naklejanie a myślenie

Zawsze zastanawiał mnie sens naklejania przez rodziców czegoś takiego na tylnej szybie samochodu:
Moje zdanie jest takie, że jeśli rodzic chce się wszem i wobec pochwalić latoroślą innym użytkownikom dróg, to ma to uzasadnienie. Tylko po co? Bo jeśli ma cel taki, żeby zwiększyć bezpieczeństwo dziecka, to naklejka na samochodzie nijak się ma do zachowania innych kierowców.  Czyli bez sensu. 

A jako użytkownik dróg, który mocno "statusiał", muszę się przyznać, że przeraża mnie agresja i bezmyślność współtowarzyszy jazdy (przynajmniej w Warszawie), szczególnie w kontekście słów ŚP. ks. Tischnera (w przybliżeniu): co wartościowego zrobisz Synu z tymi pięcioma minutami, które zaoszczędzisz dzięki szybszej jeździe?

Wniosek: mniej naklejajmy, więcej myślmy. Jak zawsze, optymistycznie podchodzę do reakcji ludzkości, na czym często się zawodzę. 

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Czy rzeczywiście zwariowałem?

Do tego wpisu zainspirował mnie anonimowy komentarz pod jednym ze wcześniejszych tekstów. Wprawdzie nie zasłużyłem na określenie, że jestem "młodym tatusiem" (wiek chrystusowy do tej teorii raczej nie pasuje), ale nie wiem jak traktować komentarz o "zwariowaniu na punkcie pierwszego dziecka". Wydaje mi się, że wcale nie zwariowałem, bo zawsze miałem duży dystans do siebie i wobec swojego dziecka (mimo bezgranicznego zakochania). Nadzieję czytelnika, że jakoś "mi przejdzie" już skomentowałem, ale jedyny moim zdaniem sens i przedmiot do dyskusji ma rozważanie nad owym "pierwszym dzieckiem". Bo niejednokrotnie myślałem o tym, czy (jeśli) będziemy mieli kolejne dziecię, to czy tak samo potraktuję sprawę, jak za pierwszym razem. A jeśli nie będę w stanie, to czy nie będzie mi miało tego za złe?

Postaram się nie zawieść. Ewy, ew. rodzeństwa i czytelników (kolejność przypadkowa).

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Zestaw świątecznych min

W pierwszy dzień Świąt, ubrana w strój koloru kurczaka, prezentowała mimikę jak zwykle zróżnicowaną i dynamicznie przystosowującą się do nastroju chwili.

1. Kompletne znudzenie opowiadanymi przeze mnie dyrdymałami:


2. Chwilowe zaciekawienie (chyba) oświetleniem:


3. Wyluzowanie, westchnienie i duży dystans do rzeczywistości: 


4. Smutek spowodowany znudzeniem:


5. Po smutku refleksja nad zmartwieniem:


6. No i porażka taty - płacz mimo zintensyfikowanych działań antyhisterycznych:


A to wszystko w czasie ok. 0,5 minuty. Kolejny dowód na to, że kobieta zmienną jest...

niedziela, 5 kwietnia 2009

Osierocony

Był pełnoprawną częścią zespołu. Bawiliśmy się nim. Pomagał nam w transporcie dziecka pomiędzy pokojami. Uspokajał, kiedy nim bujaliśmy. Był częścią naszego mieszkania, w pełni zaakceptowaną. I nagle trzeba go było wyeksmitować. Wózek. Ze względu na naszą wygodę nie przebywa już z nami, ale na klatce schodowej, na parterze (żeby nie wnosić go na 3. piętro). Z tego powodu żal mi tej rzeczy martwej, ale pocieszam go (tego pana wózka) możliwością wożenia naszego skarbu przy okazji dłuższych niż mieszkaniowe przechadzek.


Pępek naszego świata bez kikuta

Przed chwilą zakończył się ważny dzień. Ważny z tego powodu, że odpadł naszej podopiecznej kikut pępowinowy. Pojawiły się oklaski, które przyćmił płacz głownej bohaterki. Płacz krótkotrwały. Po odpadnięciu pępek wygląda następująco:

sobota, 4 kwietnia 2009

Pokazać a pomóc

Wyszło trochę jak z dylematem fotoreportera wojennego: zrobić dobre zdjęcie czy pomóc ofierze [prawie zawsze wygrywa ambicja i to pierwsze]. Chciałem już wcześniej pokazać, że nasza pociecha nie zawsze jest spokojna i ułożona, ale jak można robić zdjęcia/filmować, zamiast zatroszczyć się o nią i nie uspokajać? I chyba właśnie uchwyciłem moment, w którym normalny grymas zamienia się w płacz, a operator wyłącza kamerę i biegnie na pomoc.
 

środa, 1 kwietnia 2009

Pierwsze z wiosną zetknięcia

Nigdy nie było to moim celem, żeby uczynić z tego miejsca fotoblog, w którym przeważają obrazy, w najlepszym przypadku dobrze skomentowane. Ambicje były i są dużo większe. Póki co jednak, po moim powrocie do pracy i wypełnianiu obowiązków ojcowskich, nie mam wystarczająco małej siły na wyjątkowe elaboraty. 

Poniżej więc obraz jednego z pierwszych przebywań naszej córki na świeżym powietrzu, poparty dowodem, że wózek nie był pusty. Wręcz przeciwnie, sporo w nim się działo!