niedziela, 1 grudnia 2013

"Szlachetne zdrowie...

...nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". 

Jeśli ktoś własnie znudził się banałem wklepanej do głowy w podstawówce sentencji Jana Kochanowskiego, niech dalej nie czyta. Bo dalej również będzie banalnie.

Siedzimy cały weekend w domu. Na zewnątrz pogoda pod psem, więc poza kilkoma koniecznymi wyjściami cała piątka w czterech ścianach. 

Śniadanie. Słuchamy radia. Obiad. Ewa się ślimaczy i nie chce jeść. Nerwy. Ćwiczenia z dziewczynkami. Objaśnianie zadań w książeczce Ewy. Płacz Ani. Marysia obsrana. Kąpiel. Kanapki przed telewizorem. Cukierkowy "Mam Talent" w TVN. Znów śniadanie. Wyjście do kościoła. Obiad. W międzyczasie 30 zmienionych pampersów. Ulewanie, wymiany śliniaków. 

O! Jest nowa atrakcja! Do diety dziewczynek dołączamy marchewkę i kaszkę! Jest przygoda: AHOJ! Zdjęcia są, filmik kręcimy! 

W telewizorze o tym, jak Ukraina nie chce się dać pożreć Władymirowi Władymirowiczowi i KGB...

I co w tym fajnego? Otwieramy fejsa, a tam kolega - singiel po chwilowym pobycie w Madrycie melduje się na lotnisku w Hongkongu. Inna koleżanka w Pekinie.

Zamienilibyśmy się z nimi? Nigdy w życiu! Docenilibyśmy, że Marysia bliska zdrowia, gdyby nie to wszystko, przez co przeszliśmy? Nie ma opcji! Słowem, nic się nie dzieje. U nas. Serce rośnie. Sielanka (prawie). Szczęście.

Brak komentarzy: