niedziela, 8 grudnia 2013

Ewa tańczy w kapciach

Dziś odskocznia od tematów związanych z chorobami, szpitalami gorączkami, lekami itp. Soni i mnie też przydało się choć na kilka godzin o tym zapomnieć.

Bo to był ewidentnie weekend Ewy. Ewy roztańczonej, która niesamowicie przeżywała swoją przygodę związaną z tym występem:


Uwaga: scena należy do niej dopiero po "Hakuna Matata" ;) Wiem, jakość beznadziejna, ale w 15-16 sekundzie nieudolny operator kamery dokonał na nią zbliżenie, dzięki czemu łatwiej obserwować, mam nadzieję.

Długo można by pisać o całym tym "projekcie", od castingu poczynając, przez intensywne ostatnie 2 tygodnie treningów i prób (niemal codziennie do 21). Chwile, w których: wyskakuje na scenę przed kilkusetosobową publicznością, radzi sobie całkiem-całkiem, a przy tym jest młodsza o wszystkich innych tancerzy o blisko 2 lata, jej szczęśliwa i dumna buzia po wszystkim... To aż nadmierna nagroda dla rodziców, którzy trochę całemu temu występowi poświęcili. Podwożenie i odwożenie, korki, klaksony i nerwy, czy zdążymy i strach, co stanie się, bo Sonia znów została sama z pisklakami. No i samotne bycie z tymiż pisklakami w czasie najbardziej newralgicznych momentów dnia, czyli późnych wieczorów...

Długo można by pisać i pewnie napiszę przy okazji, gdy pojawią się bardziej profesjonalne zdjęcia ze zdarzenia, niż ten mój film. A że w zdolności biznesowo-marketingowe p. Egurroli nie wątpię (nie znam innego celebryty, który tak świetnie wykorzystał swoje 5-10 minut popularności w mediach), to jestem pewien, że lepsze materiały już się robią.

Nieważne. Paradowanie z ucharakteryzowaną artystką po Blue City w przerwach między występami (w sumie podczas weekendu było ich 6) i obserwowanie uśmiechów czy spojrzeń demonstrujących uznanie, to uczucie nie do zapomnienia. Wczoraj z tej dumy puchłem ja, dziś Sonia. Ogrzewaliśmy się w cieple naszej gwiazdy z tą samą rozkoszą ;)

A jutro podróż do Berlina, miejmy nadzieję. Wkradł się element zwątpienia, bo Marysia od dzisiejszego popołudnia dziwnie się zachowuje. Oprócz lekkiego gorączkowania zaczyna się prężyć jak kot, płakać i wyraźnie narzekać na jakiś ból. Czyli wszystko pod znakiem zapytania. Jeśli będzie dobrze, ruszamy wczesnym popołudniem.

Dytki! A teraz tylko do Was: niesaaaaaamowicie dziękujemy za pomoc w przedsięwzięciu "Berlin"! Wy wiecie, co ;)




1 komentarz:

Anonimowy pisze...

filmik czaderski, Ewa wymiata, swoją niespożytą energią mogłaby obdzielić z pięć starszaczek :). W odpowiedzi na ostatnie zdanie - Wy też wiecie ;) i czekamy na relacje - AD