niedziela, 17 kwietnia 2011

Oswajanie 2 kółek

Kupiliśmy Ewie rowerek biegowy. Była wiosna, przed rokiem. W bliskim sąsiedztwie znajdowały się trzy ważne z punktu widzenia sportu rowerowego miejsca: sklep specjalizujący się w sprzedaży dziecięcych rowerów (tam był rower), sklep Decathlon (tam był kask) i Park Szczęśliwicki (równe podłoże do jeżdżenia). Nie miałem wątpliwości, że po odpowiednich zakupach córka będzie po nim śmigać. 

Początkowo nawet zainteresowała się nowym sprzętem. Po dwóch upadkach odepchnęła go na długo. Nie zdążyłem nawet przymierzyć jej kasku. Rower poszedł w odstawkę. Sąsiedzi z podobnymi doświadczeniami ostrzegali, żeby nie obiecywać sobie zbyt wiele, bo "to oswajanie to trwa długo, nawet rok".

Zaczęła się z nim na nowo zaznajamiać jesienią, czyli w momencie, kiedy pierwsze jazdy mogły się odbywać już tylko w mieszkaniu. Kilka odklejonych listew podłogowych, jeden poważny guz nad okiem (od tego czasu wie, że nie ma jeżdżenia bez kasku i każdorazowo występuje z oddolną inicjatywą "kass!" przed złapaniem kierownicy) i w zasadzie była gotowa na wiosnę.

A dziś jazda po równej nawierzchni nie jest już żadnym wyzwaniem:

Brak komentarzy: