środa, 10 lipca 2013

Ania z Marysią nadchodzą!

Najpierw zdarzyło się takie popołudnie, gdy po powrocie do domu Sonia trzymała w rękach zamkniętą kopertę z wynikami badań krwi. Otworzyliśmy ją razem. Przytuliliśmy się, pocałowaliśmy i na pewno oboje mieliśmy świadomość otrzymania ważnej wiadomości, bo z testu wyszło, że Ewa będzie miała rodzeństwo! Tak bardzo wyszło (mowa o wysokości wskaźnika), że zażartowałem: "będą bliźniaki".

Minęło kilka tygodni i przyszedł czas na pierwsze USG. "Dwójkę tu widzę", oznajmiła pani doktor i spojrzała na przybyłych do gabinetu. Jako że kilka dni wcześniej doszło do wymiany samochodu, w obu przybyłych głowach pierwsza myśl dotyczyła niesamowicie istotnej w tym momencie kwestii: "gdzie my ich w aucie pomieścimy?!" ;)

Pewnie każdy rodzic będący opiekunem więcej niż jednego dziecka powiedziałby to samo: pierwszy berbeć to kompletna rewolucja, z całym towarzyszącym jej entuzjazmem, ochami i echami, euforią i spazmami radości. Każde kolejne to jak zmiana w składzie rewolucjonistów: znaczące, ale jednak nie wywołujące tak olbrzymiego wybuchu emocji. Mam nadzieję, że Ania i Marysia mi to wybaczą.

I wybór imion jest właśnie jednym z przykładów różnicy napięcia wewnątrz rodzinnego grona w momencie, gdy jest się przed urodzinami pierwszego oraz kolejnych dzieci. Otóż po kilku tygodniach od poczęcia Ewy i kilkudziesięciu dyskusjach dotyczących wyboru imion, gotowe były opcje i dla chłopca, i dla dziewczynki. W przypadku bliźniaczek decyzje zapadły (sam tak naprawdę nie jestem absolutnie pewny, czy ostateczne) jakieś 2 tygodnie temu, podczas gdy do porodu, na co wszystko wskazuje, zostało nam nie więcej niż 2 tygodnie.

Brak komentarzy: