wtorek, 15 lutego 2011

Dwutygodniowe wczasy chorobowe

Ostatnie dwa tygodnie Ewa spędziła ze mną w domu. Przyplątała się (najprawdopodobniej) jakaś wredna infekcja i nie chciała się odczepić. Zamieniliśmy się pokojami, więc ona mogła oglądać Bertów i Ernich w salonie (ależ westernowo zabrzmiało), a ja traktowałem jej siedzibę jak swoje biuro. Była kochana. Pozwalała mi pracować, wtrącając się do mojej roboty średnio (zaledwie) raz na pół godziny.

Po tych dwu tygodniach dwa wnioski już można wyciągnąć:
  • została rozpieszczona tak, że nie wiem, kiedy wróci do żłobkowego drylu;
  • niesamowicie przyspieszyła jeśli chodzi o przyswajalność słownictwa, co powinienem tu niedługo zaktualizować.

Brak komentarzy: