sobota, 15 stycznia 2011

Żłobek czy nie?

Ewa od września jest dzieckiem żłobkowym. Dzięki temu, że jeszcze przed jej narodzeniem odbyłem dziki kurs po kilkunastu warszawskich placówkach (potem jeszcze jeden, już z nrem PESEL). Nie, że bym był tak zapobiegliwy - działałem pod mocnym wpływem... żony.

Ewa jest też dzieckiem kompleksowo (i niestety: kosztogennie) zaszczepionym. Wbrew różnym wywrotowym (być może słusznym) teoriom podzielanym również przez naszych znajomych.

Powyższe miało być wstępem do refleksji: dziecko w żłobku (w dodatku państwowym) czy nie?

A teraz fakty:

  • Ewa nie była dzieckiem żłobkowym (tylko domowym) przez (łącznie) 7 dni.
  • po 2 tygodniach wejściu na salę towarzyszył uśmiech na ustach
  • w ostatnim tygodniu przy wejściu otwierała ramiona na powitanie pani - opiekunki
  • następnego dnia wychodziła tanecznym krokiem, kontynuując zabawę z sali
  • prace plastyczne, o których opiekując się nią samodzielnie, nawet bym nie pomyślał, niedługo opublikuję
  • jedna z pań - opiekunek ostatnio wzbudziła we mnie niepokój (głupie wyrzuty o katar Ewy, który nota bene przyniosła z placówki)
  • katar jest właściwie nieodłącznym przedłużeniem nosa. W sumie łatwiej przez ostatnie 2 miesiące wskazać te nieliczne dni, kiedy nic nie płynęło.
  • jeśli coś mi się jeszcze przypomni, to dopiszę, tymczasem...
...rachunek jest jednoznaczny. Oboje rodzice uważają żłobek za instytucję o charakterze zbawiennym.

Jeśli coś się w tym temacie zmieni, poinformuję.

Brak komentarzy: